poniedziałek, 4 listopada 2019

Moje pierwsze OCP

Kilkanaście sklepów i zakupy liczone w kilogramach. Wspólne scrapowanie, rozmowy i zajadanie drożdżówek. Pamiątkowe zdjęcia i wspomnienia, których nikt już nam nie zabierze.To był mój pierwszy raz na Ogólnopolskim Craft Party w Poznaniu. Pierwszy i na pewno nie ostatni. 



Kto mnie nie zna – może nie uwierzyć, że po tylu latach dziennikarskiej pisaniny tak ciężko usiąść mi do komputera, żeby coś skrobnąć. Kto mnie zna – wie, że może samo pisanie mi nie obrzydło, ale po okresie przymusu trudno jest o dobrowolność. To właśnie dlatego tyle czasu zabrało mi napisanie chociażby krótkiej relacji z tegorocznego Ogólnopolskiego Craft Party w Poznaniu. A minął już ponad miesiąc… 

Minął miesiąc, a ja już cieszę się na następne spotkania. Bo wiem, że na pewno pojawię się tam znowu. Oczywiście darmowa baza noclegowa jest dużym plusem, bo nie muszę się tłuc jednego dnia „w tę i z powrotem”. Po tym pierwszym razie stwierdzam jednak zdecydowanie, że tak czy siak  byłoby warto.

Decyzja o moim udziale zapadła już w czerwcu. Datę zaznaczyłam w kalendarzu i cała moja rodzina wiedziała, że „mama jedzie na zlot czarownic” – tak to nazwał mój mąż, który za największą swoją zasługę uznaje to, że w moim scrapowaniu mi nie przeszkadza.

Od tamtej pory na bieżąco obserwowałam stronę internetową OCP i wydarzenie na FB. Córka starsza co jakiś czas patrzyła na mnie z pobłażaniem. Ale opłacało się – zapisałam się na dwa darmowe warsztaty make & take. Jeden z nich co prawda się nie odbył, ale organizatorzy zrekompensowali nam to zniżką w swoim sklepie i dorzuceniem materiałów warsztatowych do promocyjnego zamówienia. 

Nadszedł wreszcie ten dzień. Maszerowałam przez poznańskie osiedla z telefoniczną mapą w jednej ręce i prezentową tytką w drugiej. Upominek na wymianę miałam zrobiony już w połowie miesiąca. Dotarłam na miejsce, gdy niektóre sklepiki jeszcze się instalowały. Nie minęła jednak chwila i w częściach sprzedażowych zrobiło się naprawdę tłoczno.

Miałam przy sobie „trochę” gotówki do wydania i swoją dyżurną materiałową siatkę. I zrobiłam wielkie oczy, gdy niektóre scraperki przyjechały na zakupy z walizkami. Dopiero po czasie przyznałam, że to był dobry pomysł, bo ja swoją siatkę musiałam potem dźwigać przez pół miasta.


Zakupy zrobione, warsztat zaliczony, chwila skrapowania w darmowym kąciku urządzonym w kawiarence i wreszcie czas na co-nieco dla żołądka. Pyszny żurek i rzutem na taśmę ostatnia drożdżówka i trzy babeczki na wynos.





W zasadzie nie znałam nikogo. Przyjechałam do Poznania sama. Idąc przez kawiarenkę z miseczką żurku pomyślałam, że bez sensu tak będzie siedzieć samotnie przy stoliku. Więc przysiadłam się do grupki dziewczyn. I pierwsze, co usłyszałam, były słowa „tutaj NIE WOLNO siedzieć samemu”. Nie da się opisać tego, co działo się przy tym stoliku.




 

To był wspaniały dzień, zakończony jeszcze wspanialej. Jedyne, czego żałuję, że nie zaczęłam od kawiarenki i znajomości z cudownymi dziewczynami. 



Jeżeli ktokolwiek w przyszłym roku będzie się wahał, czy brać udział w OCP, to ja mówię – nie można się wahać!  Zwłaszcza, jeśli inne scrapowe zloty są daleko (Warszawa, Kraków). Wszystkim obecnym i przyszłym znajomym mówię zatem – do zobaczenia!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz